Od jutra kupuję tłusty boczek i słoninę na smaaaaaalec, szyneczkę z tłuszczykiem, schabik tłuściutki, karczek wielgachny i inne pychoty. Dlaczego? Bo nie będę się odchudzać, ale " zdrowo odżywiać"! Okazuje się, że nasze wiadomości na temat cholesterolu, cukrzycy itd... stają na głowie!
Oto jak posiadanie świetlicy we wsi daje możliwość poznania najnowszych ciekawostek, bo dziś mieliśmy super szkolenie w naszej świetlicy, co można sprawdzić tu: https://www.facebook.com/Rosiny.tomy
No, w każdym razie, koniecznie trzeba rzucić chleb, wcinać duuuuuużo - koniecznie tłustego - mięsa! Hura!!! Wreszcie przestanę być głodna ... po posiłkach...Na spotkanie, na którym było ponad 40 osób, omówiono dietę kreteńską, TNT, i inne diety. Najważniejsze, że intuicyjnie wiemy, co jeść... na pewno należy unikać węglowodanów, ale za to duuuuuuuuuuuu tłuuuuuuuuuuuuuustego mięsa i duuuuuuuuuuuuużo warzyw! O reszcie poczytajcie na facebook`u :-)
środa, 13 marca 2013
niedziela, 10 marca 2013
89. Znów biało...
No, takiej zimy jeszcze nie mieliśmy
… tej zimy!
 Dziś pierwszy raz od baaardzo długiego czasu napadało przez noc
tyle śniegu, że nie mogliśmy otworzyć drzwi, a okna w kuchni były prawie białe
od góry do dołu:-)
A już przecież cieszyliśmy się wiosną i planowaliśmy co i gdzie posadzimy, ale
to nic, poczekamy. Podobno atak zimy jest w całym kraju, nie tylko u nas, a co
by było, gdybyśmy wylądowali w górach… w każdym razie żurawie już są! 
piątek, 1 marca 2013
88. Już są!!!
Wczoraj leciało ich kilkanaście kluczy po kilkadziesiąt sztuk! I już są!!!
Wielkie, majestatyczne i dostojne, lecące jak podniebne okręty, te na które czekałam całą zimę! I to one, a nie przebiśniegi , jak w Łodzi... przyniosły mi wiosnę...
I co tu mówić... to przecież ŻURAWIE i już tu są!!!
A dziś majstrowałyśmy wielkanocne jajka z włóczki czesankowej, do obejrzenia tu: https://www.facebook.com/Rosiny.tomy
Wielkie, majestatyczne i dostojne, lecące jak podniebne okręty, te na które czekałam całą zimę! I to one, a nie przebiśniegi , jak w Łodzi... przyniosły mi wiosnę...
I co tu mówić... to przecież ŻURAWIE i już tu są!!!
A dziś majstrowałyśmy wielkanocne jajka z włóczki czesankowej, do obejrzenia tu: https://www.facebook.com/Rosiny.tomy
piątek, 22 lutego 2013
87. Warsztay, warsztaciki, warsztaciątka...
Różne rzeczy już "dłubałam", ale dziś to było coś całkiem nowego... 
robiłyśmy biżuterię z wełny czesankowej, czyli walcowaliśmy wełenkę. 
Było całkiem jak dawniej, kiedy to zimą we wsi "kobiety zbierały się w izbach i darły pierze w niebogłosy", hihi
Prawda, że piękne? Resztę zdjęć można zobaczyć, w tym moją roześmianą gębusię na stronie facebook`a: 
Bo nigdy nie jest za późno, aby poznać coś nowego :-)
sobota, 16 lutego 2013
86. Powrót???
No i co mam zrobić? Ja biedny miś? Muszę wrócić do pisania bloga, a tak dobrze się pisało Windows Journal. 
piątek, 21 grudnia 2012
85. Żegnajcie!
Kochani! 
To ostatni wpis na moim blogu. Nie będę dalej
pisywać. Już nie mam takiej wewnętrznej potrzeby. Dlaczego? Może dlatego, że
wreszcie wczoraj uświadomiliśmy sobie, że to jest naprawdę nasze miejsce! Nie
chcę już opisywać życia, ale wreszcie żyć i cieszyć się nim. Jest nam tutaj z
Marusiem tak jak zawsze marzyliśmy i … niech tak pozostanie.
 Liczę jednak na to,
że będziemy nadal pisywać maile i telefonować do siebie. 
Ale opowiem jeszcze kilka słów o naszej wiosce. Na
otwarciu świetlicy  dowiedzieliśmy się
wielu ciekawych rzeczy, a choćby i to, że to najmniejsza wioska w gminie, że
liczy 104 mieszkańców, no ale chyba teraz to + 2, hi hi, że przy dwudziestu
paru gospodarstwach jest aż 11 rolników, którzy mają gospodarstwa powyżej 60
hektarów!!! No i co? A to, że niektórzy radni nie byli zachwyceni, aby ładować
pieniądze na remont świetlicy w tak małej wiosce, że tu prawie nie ma
młodzieży, ani szkoły itp.. a jednak wójt postawił na swoim i jest jak jest. A
świetlica jakby czekała na nas, hi hi Jak mówił nam doradca ze starostwa, nasze
stowarzyszenie może wiele zdziałać, a najwyraźniej czekało na jakąś iskierkę…
czyli na nas. Ksiądz mówił na dożynkach, że w zeszłym roku przybył do wioski
nowy duch czyli on, a teraz my… miłe, prawda? To on wtedy poddał myśl o
stowarzyszeniu, ale to my sprawę dopięliśmy do końca, a planów wszyscy mamy
wiele, i najważniejsze jest to, że te pomysły pochodzą od mieszkańców, że oni
chcą, że im zależy. Oby tak było dalej!!! A sama wioska jest bardzo nietypowa, nie jest to ulicówka, ale wewnątrz jest piękny stary park, a sama nazwa rosenfelde oznacza, pola różane, bo dawniej były tu olbrzymie pola uprawowe róż  ... a to też wyznacza kierunek naszych dalszych wspólnych zamierzeń, hihi, ale o tym, to już kiedyś...
Na tej całej imprezce było bardzo wielu oficjeli,
ale władze są tu bardzo blisko ludzi, nie tak jak w dużym mieście, hi hi Każdy
chciał nas poznać, bo wieść gminna szybko się rozpowszechnia… a wójt to nawet
powitał nas oficjalnie…  takie zamieszanie
zrobiliśmy swoim przybyciem, hi hi  Miałam wrażenie, że śmietanka gminy ( i
starostwa) to nauczyciele, lub nauczyciele emeryci, a nasze przybycie to
nobilitacja dla takiej małej wioski.  Wrażenie robiło to, że my z tak odległego miasta
i każdy chciał pokazać siebie, że nie jest gorszy. W naszej wsi nie ma tzw. rodowitych
chłopów, najczęściej ludzie przyjechali ze Stargardu albo ze Szczecina, a tu proszę…
Łódź… to robiło wrażenie. I oczywiście każdy pytał, jak tu trafiliśmy…  Każdy chciał się z nami przywitać, poznać i o
sobie coś opowiedzieć… ale rzeczywiście ludzie są tu milsi, no może jest ich
mniej i są bliżej siebie? My widzimy, że jesteśmy akceptowani , a nawet bardzo
akceptowani we wsi. Trudno jest żyć jak odludek, a nie myślcie, że na początku nie
robiliśmy dobrej miny … a jednak pierwsze noce przepłakałam… - Maruś co myśmy
zrobili?... A teraz już wiemy, że bez względu na wszystko zrobiliśmy dobrze! 
Mamy tu oczywiście już grupę ludzi naszego pokroju,
bo jak to mówią, swój swego znajdzie zawsze… To co wspólnie zrobimy będzie
można oglądać na facebooku, bo mnie zawsze gdzieś ciągnie, aby coś zrobić… 
Całuję Wszystkich baaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo mocno i
serdecznie! 
Życzę wesołych Świąt Bożego Narodzenia i
szczęśliwego Nowego Roku!!! 
Wasza Krysiulka
środa, 12 grudnia 2012
84. Zima jest PIĘKNA!!! Tak!!!
U nas, biała płaszczyzna jest bardzo rozległa, wręcz
cudownie rozległa. Z okien jest biało, ale nie tak jak w Łodzi, że następnego
dnia biel zamienia się w szarość, tu jest naprawdę dziewiczo biało, tym
bardziej, że odległości między wioskami są bardzo duże, więc jedzie się jak
przez śnieżne morze. Dziś wracając z przedszkola, natrafiłam na spadające
drzewa w poprzek szosy… ale to tylko drwale w 10 minut usunęli pnie, ale wyglądało
groźnie. Gdy temperatura jest ujemna, to i tak u nas jest najcieplej  niż w całym kraju, hi hi Widok z naszego okna
to wielka śnieżna przestrzeń, a na niej sarny i … tak codziennie, bo tu
przyroda jest bardzo blisko nas, czy to bielik lecący na naszym kominem, czy stada żurawi... wszystko jest tak blisko nas, na wyciągnięcie dłoni. Super!
wtorek, 11 grudnia 2012
83. Coś z grudnia...
Wiem, że dawno nie pisałam, ale tyle się dzieje, że
padam na ryłko i nie mam ochoty o niczym pisać.  Zresztą obiecuję, że po świętach solidnie zasiądę
do kompa. 
Z najnowszych wieści, to już w tę sobotę dzieci
sprowadzają się do nas – na stałe… a więc pracy wszyscy mamy w bród… a to  montaż schodów an piętro ( wyglądają super),
a to różne malowania… 
Nasze Stowarzyszenie działa… oto link do facebook`a,
na którym założyłam „Rosiny – to my” … i
proszę Was o wpisy!!! Co się dziać będzie tam znajdziecie… w sobotę ubieramy
choinkę, robiłyśmy już super ozdoby, a w poniedziałek będziemy szykować ryby i
nie tylko… a pracy mam sporo… a to folder przygotowałam, a to barszcz czerwony
na otwarcie przyszykować muszę… i teraz próbuję… 19 grudnia mamy uroczystość
otwarcia naszej świetlicy… 
Dalsze relacje wkrótce :-) 
buziaki do wszystkich 
Wasza krysiulka  
Zaglądajcie na facebook:  www.facebook.com/Rosiny.tomy
Ps. A zima jest cudowna, śnieżna... tylko trzeba trochę odśnieżać, hihi , ale to nie ja...
wtorek, 6 listopada 2012
82. Stowarzyszenie...
Już listopad, a ja nic jeszcze nie napisałam. Ale
za to wiele się działo. Udało nam się powołać stowarzyszenie...
oczywiście, jak nie trudno się domyślić, kto został prezesem?, no
kto? Oczywiście Mareczek, ja w zarządzie pilnuję wszystkich spraw.
Zobaczymy jak to będzie... Na razie czekamy na potwierdzenie
rejestracji w Sądzie. Pierwsze spotkanie miało miejsce ... na
przystanku autobusowym w strugach deszczu, a drugie w ... kościele.
Księdza nie było, a ja czułam się jak na jakimś tajnym spotkaniu
... Trafił nam się "maruda" – nie uda się, nie róbmy,
nie mamy pieniędzy, a najlepiej to... trzeba się dobrze zastanowić
itp... ale i tak udało nam się zebrać aż 21 osób chętnych do
założenia stowarzyszenia i ... jest gotowe. Teraz zacznie się czas
na "działanie", hihi a planów i pomysłów mamy sporo.
Musieliśmy także odwiedzić wójta... znaczy wizyta u "Kozioła",
bo stowarzyszenie musi mieć siedzibę, i jak najbardziej poparcie
mamy, że hej! Okazało się także, że wójt (były dyr. szkoły) 
z żoną to także nauczyciele, choć Mareczek ma dłuższy staż
dyrektorowania, hihi pogadaliśmy sobie... Wkrótce jedziemy na
warsztaty dotyczące działalności stowarzyszeń, funduszy itp. bo
gmina zajęła się nami "globalnie", hihi 
 
A dziś miałam pierwsze lekcje z przedszkolakami... o rety!!! 4-latki OK, ale te 3- latki!!! Ratunku!!!
A dziś miałam pierwsze lekcje z przedszkolakami... o rety!!! 4-latki OK, ale te 3- latki!!! Ratunku!!!
wtorek, 16 października 2012
81. Ciepło...
Ciągle zmieniam tytuł
bloga, nosi mnie :-)
Dziś coś o
"Niemiaszkach". Już zaczęły się chłodne noce, więc
postanowiliśmy napalić w "naszym" piecu (czytaj
poniemieckim, hihi). Czyż nie jest piękny?
Ale do rzeczy. Niemcy
potrafili budować wszystko mądrze, w tym piece grzewcze. Na cztery
szczapy drewna piec rozpalił się, grzał super i ... był gorący
do rana. Super!!! Ogrzał całe pomieszczenie, a gdzie naszym piecom
do takich, jak ten? Okazało się, że poprzedni właściciel, czyli Janek - chłopek roztropek - 
zlikwidował trzy podobne piece, (ale z niego cymbał), a
zainstalował biedny piec na miał... i płacił, oj  płacił..., no i
czy nie cymbał? Jeden z pieców miał w środku zainstalowany fotel
do siedzenia... nie bardzo mogę sobie to wyobrazić, ale Niemcy
wiedzieli co robią, więc na pewno to wszystko działało. W jadalni
znaleźliśmy tak ustawiony komin grzewczy, że jednym piecem były
ogrzewane trzy pomieszczenia, bo stał narożnie, a paliło się od
strony korytarza... Super, nie! 
Zresztą wszyscy, z
którymi rozmawiamy na temat ogrzewania to mówią to samo, typu
"panie, u moich znajomych jest piec poniemiecki i super ogrzewa
cały dom, a te współczesne kominki to się nie umywają do
tamtych, przedwojennych... "Minęło już tyle lat od wojny, a
tu używa się takich określeń, typu, że ten poniemiecki, że
Niemcy to umieli..., chyba dlatego, że żyją jeszcze ci, którzy tu
się osiedlili po wojnie i przyjechali zza Buga. Nasza starsza
sąsiadka, pochowała już na miejscowym cmentarzu swoich rodziców,
niby czuje się u swojsko, ale tu wszędzie czuć, że to nie nasze
od dziada, pradziada... A tych wyrzuconych pieców mi żal...
piątek, 12 października 2012
80. Moje kochane żurawie
U nas już jesień, ale
taka prawdziwa :-) Jest inna niż taką, którą znałam do tej pory.
Jest bardzo ciepło i wilgotno, choć wieje wiatr, co ja mówię –
chwilami huragan znad morza ...
Dziś odlatywały
najukochańsze ŻURAWIE, Co ja mówię, długie sznury żurawi...
sejmikowały, podobnie jak boćki, potem zbierały się w liczące
kilka dziesiątek klucze i... leciały na zachód, krzycząc...  Do zobaczenia,
czekamy na wasz powrót wiosną! Mareczek filował lornetką w
zachwycie... 
Kury przestały nieść, a
podobno to normalne na jesień... oj pójdą pod nóż...
A ja niebawem zaczynam
zajęcia z angielskiego z ... 3-4 latkami z przedszkola, hihi, a zostawiłam wszystkie obrazki, materiały... 
Pracy mamy bardzo dużo,
bo trzeba się przygotować do zimy... i zrobić wszelakie
przetwory... 
Zaangażowaliśmy się w tworzenie Stowarzyszenia w naszej wsi, co ja mówię... jesteśmy
głównymi animatorami tego przedsięwzięcia, hihi i tak to na nas
spoczywa gros roboty, ale o tym później :-)
wtorek, 2 października 2012
79. Dzień powszedni...
I wszystko dzieje się...
dużo i często :-), a ponieważ wstaję i chadzam spać z kurami...
nie zawsze mam  siłę, aby napisać na blogu, a jest o czym! 
Szykujemy się do zimy,
czyli zakończyły się prace hydrauliczne, teraz zaś przed nami
zakup paliwa na zimę, hihi itp... zbieramy plony, marchew, ziemniaki
 i inne przysmaki... remontujemy na całego...
Nasza sunia jest psem,
który wymaga od nas dużego zaangażowania... czytam w książce od
Uli jak poradzić sobie z takim psem, który był bity, i jest bardzo
strachliwy. Okazuje się, że psy generalnie boją się facetów ze
względu na testosteron... więc nasza sunia boi się Marka, ale to
nic, popracujemy nad nią. Nasza Lasi to dziwny przypadek... w nocy
śpi między nami i traktuje nas jak swoje stado. My śpimy, ale nie
możemy do niej mówić, żeby się odwróciła albo zeszła z
naszego łóżka, bo od razu jest gotowa się z nami bawić, liże
nas i bije ogonem podłogę z radości ... jak tu zmrużyć oko? Rano
wita nas od razu w łóżku, al dopiero od dziś sama rano wychodzi
na dwór, bo do tej pory musiał ją wynosić Marek... a wciągu
dnia, to zupełnie inny piesek... z daleka  ucieka na widok Marka...
nie reaguje na moje nawoływania,... no i w ogóle "komedia"...
wczoraj rano... ale zaraz po kolei... Mój dzień zaczyna się tak:
rano polizana przez Lasi wstaję i wypuszczam kury... a także psa na
dwór, ale wczoraj coś mnie podkusiło i pozwoliłam jej wejść do
zagrody z kurami... pies bojaźliwy, więc co sie mogło stać...
Lasi najpierw najpierw stanęła dęba, powaniała i ... zaczął się
taniec z kurami... wszystko fruwało, nawet dwie z mniejszych kur
przefrunęły ogrodzenie, tak uciekały przed Lesi, a ona w
podskokach, z ogonem podniesionym do góry, zaganiała je do
kurnika!!! Wrzask, krzyk i rozpaczliwe gdakanie....oj musiałm się
nabiegać, aby ucieszony pies wreszcie po wielu prośbach był
łaskaw opuścić ogród... oj moja panno, więcej od rana nie
wejdziesz do ogrodu, gdy są kury, no chyba, żeby je wieczorem
zagnać. Zapomniałam, że owczarki szkockie taktują zaganianie
zwierząt z pastwiska jako swoje główne zajęcie, hihi A poza tym,
wydawało mi się, że sunia nigdy nie widziała kur  i zaganiała
pierwszy raz w życiu, ale robiła to z jakby to była wielka
zabawa... było na co popatrzeć... 
Teraz gościmy przez dwa
tygodnie rodziców, więc jestem bardzo zajęta...
Albo takie szczupaki...lub
jabłka... a roboty moc...
poniedziałek, 17 września 2012
78. Dożynki!
Ale była fajna impreza!
Dożynki we wsi! Najpierw oczywiście, była obowiązkowa msza.
Ksiądz poświęcił wilki bochen chleba, a przy wyjściu z kościoła
każdy łamał sobie z niego kawałek. Super, prawda? To nam się
podobało. Potem spotkanie w parku na kiełbaskach i cieście... i
żadnego alkoholu. Właściwie mogłabym powiedzieć, że poznaliśmy
mieszkańców wsi, ale to nieprawda, oni poznali nas, bo tak naprawdę
zostaliśmy przez sołtyskę przedstawieni wszystkim i ... dalej już
jakoś poszło :-) Oczywiście był także wykład historyczny
Mareczka hihi... 
niedziela, 16 września 2012
77. Jest nas więcej...
Nasza rodzina powiększyła
się o ... nowego psa! 
Śliczna jest nasza Misia,
albo Lessi, jak nazwał ją Przemek. Chyba jednak zostanie naszą
Misią :-)
Suczka jednak jest po
przejściach, a trauma jaką przeszła zostawiła ślady w jej
psychice, boi się wszystkiego. Reaguje na nas, ale ma wielką
rezerwę do facetów. Weterynarz stwierdził, że najprawdopodobniej
była bita, a ma około 7 miesięcy – kto mógłby  tak postępować?
Na głowie, i nad okiem ma dużą bliznę... Została znaleziona wraz
z siostrą, błąkały się w okolicach Żyrardowa, a potem była
rodzina zastępcza... Nigdy przedtem nie widziałam tak niespokojnego
psa... zawsze mieliśmy do czynienia z dynamicznie rozrabiającymi
psiakami, a ta jest bardzo wycofana... Wraz z Ulą mamy nadzieję, że
suczka wróci do równowagi i wszystko będzie dobrze. 
A tu, Kasji i Misia. 
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)

 

