Ciągle zmieniam tytuł
bloga, nosi mnie :-)
Dziś coś o
"Niemiaszkach". Już zaczęły się chłodne noce, więc
postanowiliśmy napalić w "naszym" piecu (czytaj
poniemieckim, hihi). Czyż nie jest piękny?
Ale do rzeczy. Niemcy
potrafili budować wszystko mądrze, w tym piece grzewcze. Na cztery
szczapy drewna piec rozpalił się, grzał super i ... był gorący
do rana. Super!!! Ogrzał całe pomieszczenie, a gdzie naszym piecom
do takich, jak ten? Okazało się, że poprzedni właściciel, czyli Janek - chłopek roztropek -
zlikwidował trzy podobne piece, (ale z niego cymbał), a
zainstalował biedny piec na miał... i płacił, oj płacił..., no i
czy nie cymbał? Jeden z pieców miał w środku zainstalowany fotel
do siedzenia... nie bardzo mogę sobie to wyobrazić, ale Niemcy
wiedzieli co robią, więc na pewno to wszystko działało. W jadalni
znaleźliśmy tak ustawiony komin grzewczy, że jednym piecem były
ogrzewane trzy pomieszczenia, bo stał narożnie, a paliło się od
strony korytarza... Super, nie!
Zresztą wszyscy, z
którymi rozmawiamy na temat ogrzewania to mówią to samo, typu
"panie, u moich znajomych jest piec poniemiecki i super ogrzewa
cały dom, a te współczesne kominki to się nie umywają do
tamtych, przedwojennych... "Minęło już tyle lat od wojny, a
tu używa się takich określeń, typu, że ten poniemiecki, że
Niemcy to umieli..., chyba dlatego, że żyją jeszcze ci, którzy tu
się osiedlili po wojnie i przyjechali zza Buga. Nasza starsza
sąsiadka, pochowała już na miejscowym cmentarzu swoich rodziców,
niby czuje się u swojsko, ale tu wszędzie czuć, że to nie nasze
od dziada, pradziada... A tych wyrzuconych pieców mi żal...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz