W każdym razie dziesięć małych żółto-brązowych kulek w dwa dni – moim zdaniem – urosło, hi
hi. Zrobiłam im fachowo ! lampę grzewczą, czyli kwokę, i co jakiś czas biegam
je oglądać, a to raniutko, a to już przed północą, hi hi zresztą nie tylko ja, ale wszyscy są
zafascynowani nimi. Już po dwóch dniach reagują na mnie, przychodzą, gdy się je
woła. Szybko się uczą, jestem z nich dumna, hi hi!!!
Musieliśmy
przyzwyczaić psy do gąsiątek i oczywiście, odwrotnie. Nasze „kolaki” od razu
poczuły instynkt pasterski i miały ochotę je zaganiać, choć początkowo były baaaaardzo
zdziwione, co to takiego jest za siatką. Natomiast Tajson aż gryzł pręty
siatki, tak chciał je zagryźć, bo to w końcu pies myśliwski.. aż mu piana z
pyska szła… „dajcie mi je natychmiast, ja je wszystkie pozagryzam”. Oczywiście,
po takim występie jako jedyny z psów, wylądował poza ogrodem i … trzeba go
będzie oswajać, co nie jest prosto z tym debilkiem. Ale za to Achaja, czyli samojed, ma duży instynkt opiekuńczy ( szczególnie wobec dzieci ) i najpierw
była zdziwiona, co to takiego, ale potem… cały czas je obwąchiwała, wkładała
swój czarny nos w oczka siatki i je obwąchiwała, a potem, gdy one wkładały swoje
żółte łepetynki poza siatkę ( bo tam jest lepsza trawka…), to lizała po łepkach i
leżała obok… komedia! Co widać na zdjęciach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz