No, to zdarzyło nam się po raz pierwszy... Wybraliśmy się ze Sławkami do ich teściów i ... w lesie słyszymy miauczenie... bardzo, ale to bardzo głośne. Niektórzy mieli koncepcje poszukiwania delikwenta na czubach drzew, ale okazało się, że w krzaczkach siedzi i płacze bardzo malutki, cały czarny jak smoła kotek. No i co mieliśmy zrobić? Zostawić go w lesie, żadnych szans na przetrwanie...zabraliśmy ze sobą, najpierw nakarmiliśmy go .. ciasteczkiem, hihi zjadł, czyli był niebotycznie głodny...a potem już poszło... mleczko, nadanie imienia Obama - choć to kotka, no i kto weźmie?A po drodze natrafiliśmy jeszcze na gęś i konia...
No , i filmy, hihi...
... i gdybyśmy nie spotkali we wsi miłego gospodarza, który na pytanie czy nie chce kotka, odpowiedział, ze owszem, bo kota jeszcze nie ma to weźmie i na szczęście dobrze patrzyło mu z oczu, to.. kot znalazłby dom w Łodzi, hihi
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz