wtorek, 16 października 2012

81. Ciepło...

Ciągle zmieniam tytuł bloga, nosi mnie :-)
Dziś coś o "Niemiaszkach". Już zaczęły się chłodne noce, więc postanowiliśmy napalić w "naszym" piecu (czytaj poniemieckim, hihi). Czyż nie jest piękny?
Ale do rzeczy. Niemcy potrafili budować wszystko mądrze, w tym piece grzewcze. Na cztery szczapy drewna piec rozpalił się, grzał super i ... był gorący do rana. Super!!! Ogrzał całe pomieszczenie, a gdzie naszym piecom do takich, jak ten? Okazało się, że poprzedni właściciel, czyli Janek - chłopek roztropek -  zlikwidował trzy podobne piece, (ale z niego cymbał), a zainstalował biedny piec na miał... i płacił, oj  płacił..., no i czy nie cymbał? Jeden z pieców miał w środku zainstalowany fotel do siedzenia... nie bardzo mogę sobie to wyobrazić, ale Niemcy wiedzieli co robią, więc na pewno to wszystko działało. W jadalni znaleźliśmy tak ustawiony komin grzewczy, że jednym piecem były ogrzewane trzy pomieszczenia, bo stał narożnie, a paliło się od strony korytarza... Super, nie!
Zresztą wszyscy, z którymi rozmawiamy na temat ogrzewania to mówią to samo, typu "panie, u moich znajomych jest piec poniemiecki i super ogrzewa cały dom, a te współczesne kominki to się nie umywają do tamtych, przedwojennych... "Minęło już tyle lat od wojny, a tu używa się takich określeń, typu, że ten poniemiecki, że Niemcy to umieli..., chyba dlatego, że żyją jeszcze ci, którzy tu się osiedlili po wojnie i przyjechali zza Buga. Nasza starsza sąsiadka, pochowała już na miejscowym cmentarzu swoich rodziców, niby czuje się u swojsko, ale tu wszędzie czuć, że to nie nasze od dziada, pradziada... A tych wyrzuconych pieców mi żal...