sobota, 20 sierpnia 2011

60. Dzień pierwszy bieszczadzki.

Miło, czy nie, ale jednak warto wracać do dawnych wędrówek. Ostatni raz w Bieszczadach byliśmy ponad 10 lat temu, a w Wetlinie ponad 20. W Wetlinie nie zmieniły się tylko góry i rzeka, a reszta? Trochę nowych domów, pensjonatów, barów...i nadal cisza, której tak poszukujemy. Jest super, jest super, jak śpiewał Muniek.
Spragnieni trasy rzuciliśmy się na Połoninę Wetlińską. Pierwsze zaskoczenie, to cena za wstęp, hihi. Zresztą, za wszystko trzeba tu słono płacić, nawet za rzut oka w dolinkę, hihi. Mimo wszystko nie ma takich zagrywek na Podhalu... Ale co tam, drałujemy pod górę. W pamięci miałam mgliste wspomnienie z tej trasy sprzed chyba stu laty, oczywiście w przeciwieństwie do Mareczka, który pamięta nawet za dużo szczegółów, hihi. Zamiast 3 i 1/2 godz. na Połoninę Wetlińską weszliśmy w 2 godz. Czyżbyśmy wbiegali? Ależ nie! To było nasze tempo z Tatr! Co nie zmienia faktu, że Bieszczady są piękne! Są i basta!
Dzięki Ci, dobry Boże, za cudne Bieszczady!